Najlepsze Zagraniczne Płyty Muzyczne 2017
- Yofashionkilla//Rawersky
- 4 lut 2018
- 10 minut(y) czytania

Powoli małymi kroczkami zbliżamy się do końca podsumowań 2017 pod względem muzycznym. Zostały dwa przystanki i wysiadamy z tej karuzeli. Pora wyróżnić i wytypować najlepsze albumy zagraniczne nie dzieląc na gatunek. Nie udało mi się zamknąć wszystkich płyt w top10 musiałem je rozszerzyć do 20. W których są rapowe projekty w dużej mierze, ale również popowe bądź będące mainstreamowe w jakiś sposób. Płyty duetów, producenckie, płyty w kolaboracjach, płyty zespołów, solowe czy także debiuty. To wszystko miało miejsce i znalazło się w moich płytach 2017 roku. Bierzemy zatem szamę, picie, włączamy muzykę w tle i możemy zasiąść w fotelu by poznać najlepsze płyty zagraniczne według Yofashionkilla.
20. Zara Larsson - So Good

Album, który był przeciągany, a premiery przesuwane. Sytuacja, która mogla zaowocować oczekiwania na płytę była współpraca z Davidem Guetta podczas utworu promującego Mistrzostwa Europy 2016 w piłce nożnej we Francji. Sama piosenka nie była dziełem wybitnym, ale sprawiła, że Larsson uważano za utalentowaną piosenkarkę młodego pokolenia. Dzięki tej kolaboracji zyskała tylko na tym bo hype zaczynał wzrastać, a płyta zaczynała się tworzyć. Po czasie to musiało się skrzyżować. Zapowiedzi albumu w postaci przebojowych, ale w różnych konwencjach singli. "Lush Life" grane przez wszystkie radia, klubowe "Never Forget You" czy znakomite "Ain’t My Fault" i "I Would Like", które pokazują wyśmienite flow Zary. Marzec 2017 i nadeszła wreszcie premiera. Mamy na albumie podróż po różnych klimatach muzycznych, ale spięte jakąś sensowną miarą. Płyta nie jest idealna, ale jest "Good" jak zwiastuje tytuł. Jest kilka traków, które nudzą, a niektóre melodie są nie trafione. Myślę, że selekcja i skrócenie płyty o kilka utworów wyszło by tej płycie na dobre i wycisnęły by z niej esencje. Mimo to sądzę, że "So Good" to dobry album i znakomite menu na występy na żywo.
19. DVSN - Morning After

DVSN czyli duet wokalista/ producent, który tworzą Daniel Daley i Nineteen85. Po dobrze przyjętym debiutanckim krążku apetyty słuchaczy co do kolejnej płyty były spore. Jak dla mnie są alternatywą dla The Weekend, którego ciężko mi się słucha. Muzycznie jest to przyjemne, brzmi ciekawie swoiste połączenie RNB lat 90 i nowoczesności. Motywem płyty jest oczywiście miłość i związane z nią złamane serce i przebaczenie. Nie zamykają się w konkretnej formule, pozostają kreatywni poprzez wykorzystywanie smyczków, wzbogacanie o gospelovy vibe czy ciągłe eksperymentowanie przy użyciu skrzypiec i gitary akustycznej. Do znakomitej muzyki Nineteen85 zgrywa się świetny wokal Daniela i to powoduje uzupełnianie się nawzajem, a "Morning After" staje się lepsze od debiutu. DVSN są pościelówą w wersji 2.0 czyli znakiem naszych czasów, ale udowadniają, że nadają się do ogólnego słuchania.
18. Drake - More Life

Drake, Drake, Drake wypuszcza nie album, ani nawet nie mixtape, a po prostu playlistę pod nazwą "More Life". Świetny dobór producentów,( także z własnej stajni) i gości na ten materiał w postaci Giggsa czy Skepty. Konwencja playlisty sprawdziła się w stu procentach i może być wyznacznikiem trendu w muzyce. Chwila na oddech i lekkość pozwoliły osiągnąć Drake'owi kolejny komercyjny sukces. Z resztą co by Drake nie zrobił to wszyscy i tak wzniosą na wyżyny. Jest on raperem, wokalistą, ale przede wszystkim już elementem popkultury. Drake spuścił z agresywnego tonu dając więcej przestrzeni gościom pomimo egocentryzmu. "More Life" w takiej formule to świetnie przyswajalny do przesłuchania i delektowania się projekt.
17. Ed Sheran - Divide

Rudzielec rzuca kolejny album w obieg. Prezentując kolejne single, które transformują w kolejne hity. Musiałem wziąć ten materiał pod uwagę bo jest dobry czy chcesz czy nie. Ed Sheran sprawia wrażenie gościa, że tworzy muzykę na totalnym przypadku i z palcem w dupie, a mimo to staje się sukcesem. Popularne "Shape Of You" i "Perfekt" (iście w weselnym czy romantycznym klimacie) robią robotę. "Divide" to kolejne zwycięstwo Eda Sherana na drodze na szczyt, ale raczej drodze na szczycie bo wyżej już być nie można. Rudy powinien złapać pauzę i stworzyć krótki album z innym artystą , bo kolejny komercyjny sukces będzie nudny.
16. Charli XCX - Pop2

Sam się sobie dziwie, że kolejny popowy artysta komercyjny wbija na te podsumowanie. No cóż, muszę być obiektywny bo Pop2 to zacny materiał, a Charli robi robotę refrenami. Charli próbuje tworzyć coś oryginalnego, alternatywnego i futurystycznego jednocześnie. Pop2 pomimo nie bycia ideałem jest dopracowanym i spójnym materiałem. Charli z własnej chęci drogi rozwoju wyszła ze strefy komfortu i zaczęła przecierać muzyczne szlaki, których inne artystki by się obawiały. To stanowi dowód na nieszablonowość i ciągłą świeżość w muzyce Charli. Eksperymentuje z autotune, ale momentami jest go za dużo i słuchacz czuje przesyt. Metodą prób i błędów Charli nie boi się ryzyka i stała się futurystyczną alternatywą.
15. Kendrick Lamar - Damn

Kendrick Lamar na DAMN porzuca przywiązanie do narracji jak to miało we wcześniejszych albumach i stawia na subtelność i wolność od interpretacji. Muzycznie też jest inaczej elementy jazzu i funku oparte na żywych instrumentach zostały wymienione na synthy i wokalne sample. Jeśli chodzi o warstwę tekstową nie doszło tu do radykalnych zmian bo Kendrick w dalszym ciągu rozpierdala mimo, że nie narzuca swojego zdania. Damn jest świetnie wyważone bo warstwa merytoryczna ani muzyczna nie wychodzi na pierwszy plan. Kendrick w odpowiednich proporcjach mówi o analogii religijnych, społecznych i osobistych wątkach. DAMN stawia na umiar i wyważenie za równo muzyczne jak i liryczne.
14. Dizzee Rascal - Raskit

'Jus a Rascal', 'Oldskool', czy inne dawne utwory od Rascala to swego rodzaju jego wizytówki. Tracki, które sprawiły, że u Królowej Elżbiety jest raper, który może dorównywać albo przewyższać MC z za Oceanu. Były też loty klubowe, electro czy popowe, ale mimo to szanowałem Dizzeego. "Raskit" jest to rap z klasycznymi patentami, ale okraszony nowoczesnością pozostając w grime'owym stylu. "Raskit" jest nawiązaniem do pseudonimu, które Dizzee wykorzystywał na swoich wczesnych nagraniach. MC powrócił do swoich brudnych korzeni na Wschodni Londyn. Raskit jest w dużej mierze wolny od riffowych piosenek The Fifth, "specjalnych" gości i zmęczonej komercyjnej produkcji, ale zachowuje celowo podzieloną tożsamość albumu, Z uderzeniami, które padają między prymitywnym elektronicznym minimalizmem brudu. . Dizzee jest w trakcie wirowania werbalnej formy, jego frenetyczny flow i skondensowane schematy rymów łączą się z chwiejnością, która oznacza wiele z jego najlepszych melodii.
13. Macklemore - Gemini

Macklemore razem z Ryanem Lewisem wydał kultowe "The Heist", które było przełomem dla nich i wybiło ich na wyżyny. Kolejny album "This Unruly Mess I’ve Made " nie wzbudził już tyle emocji co poprzednik. Macklemore postanowił wydać solowy album "Gemini" w którym słychać mimo to naleciałości współpracy z Lewisem. Ten album jest świetny bo mimo, że jest Mainstreamowy to nadal zostaje korzenny. Nie wiem jak to robi Macklemore, ale charyzma, skillsy i wyczucie smaku sprawiają, że wie co jest pięć. Wszystkie tracki są o czymś opowiadają historie mimo, że są różnorodne to łączą się w jedną całość. Z tych kawałków bije naturalność i prawdziwość, która jest na piedestale atutów Mack'a, a teledyski mają dozę dystansu, mega klimat i dopracowanie w każdym detalu. Najlepszym trackiem będącym esencją całego albumu jest genialny i emocjonalny "Glorious" okraszony teledyskiem ze Skylar Grey skierowanym do babci.
12. N*E*R*D - No One Ever Really Dies

Słyszysz NERD myślisz Pharrell, słyszysz Pharrell myślisz NERD. Powrócili po latach przerwy wydając kolejny album. Projekty z NERD to najbardziej ambitne i eklektyczne rzeczy, których dotknął się Pharrell. To jego korzenie i stajnia, z której wyruszył. Trzonem muzyki N.E.R.D. jest rock i funk w okół, którego bawią się dźwiękiem. Dokonywane są podróże i zaczerpnięcia z muzyką elektroniczną, jazzem, czy nu-metalem. Początek płyty jest w miarę spokojny "Lemon" z gościnnym udziałem Rihanny to hiphopowa petarda, ale zawroty głowy mogą być spowodowane przez bit. Psychodeliczny utwór z Future "1000". Przejścia w niektórych trackach są niesamowite, gdzie na początku mamy R&B, a potem to przechodzi w funk lub garażowy rock. To jest siła N.E.R.D. Albumu słucha się znakomicie i pozostawia uczucia niedosytu, że niektóre tracki są za krótkie.
11. DJ Khaled - Grateful

DJ Khaled to słyszysz w każdym tracku, żebyś przypadkiem nie zapomniał kogo to płyta i kto zgarnie na tym hajs. Płyta producencka no raczaj nie to jest składanka hitów, które mają być ciągle na rotacjach w radiach. Utwór z Rihanną oparty na motywie piosenki Carlosa Santany hulał, aż do zrzygania (choć nie tak jak Despasito) gdzie słowa były tak głębokie, że Paulo Coehlo by się nie powstydził. Lecz nie to było najważniejsze to track odzwierciedlający i nadający się do tańca czy imprezę w latynoskim stylu. Do tego singiel z Justinem Bieberem, Lil Waynem, Chance the Rapperem też nabijał co róż niesamowite liczby w wyświetleniach. Khaled trzęsie grą razem z Diddym i Hovą i to oczywiste. Teledyski wysokobudżetowe też sprawiają, że to trafia do ludzi i szum w okół tego jest większy. Sama plejada gwiazd na albumie Beyonce, Jayz, Nicki Minaj czy Alicia Keys sama śmietanka. Bez gości nie było by tego albumu i nie miał prawa by istnieć. Trackiem, który trzaskałem najczęściej i który spowodował, że Grateful jest tak wysoko to Its Secured z Travisem Scottem i Nasem prawdziwy sztos.
10. Tyler, The Creator - Flower Boy

Tyler czyli wariat, freak i nieszablonowy artysta zaskakuje na nowym krążku i pokazuje ludzką gębę. Tyler postawił na niewygodne wyzwania i tematy, które są kontrowersyjne ciężko poruszać. Zamknął te sprawy w ciepłej, pogodnej i elokwentnej płycie. Próbuje mieszać melancholię z romantyzmem i poszukuje własnego ja w synthtrapowym stylu. Tyle ucieka od kreacji, którą sam kreował przydzielając maskę. Rehabilituje się i pragnie po prostu akceptacji. Zaczyna wychylać własną twarz zza maski Goblina. Stara się zagłuszyć odwieczną udrękę człowieka, który mierzy się z samotnością. Wylewająca się szczerość z niego jest równoważna z jego ego. Co oznacza, że mimo zdjęcia maski i kreacji on nadal jest silny i w żaden sposób nie czuje się nagi mentalnie.
09. G-Eazy - Beautiful & Damned

W erze krótkich i treściwych płyt G-Eazy daje nam 20 utworów nie bojąc się o to czy album będzie skipowany. W ostatnich latach jego pozycja rosła do góry. Duża ilość tracków z damskim wokalem sprawiło, że popularność była namacalna, a tracki stawały się hitami. Tak jest i tym razem jeden z lepszych utworów w tamtym roku singiel "Him & I" z Haisey zmiótł wszystko pod dywan. Otrzymujemy album jakby w dwóch częściach bangerowa i refleksyjna. G-Eazy wpada ze skrajności w skrajność. Wydźwięk miłości miesza się z walką z własnym sobą i własnymi słabościami, gdzie ratunkiem jest whisky i środki uspokajające podczas koncertów. "Beautiful & Damned" łamię dzisiejszą regułę krótkich płyt i pokazuje że długi longplay może być wartościowy i słuchany bez skipów.
08. Blabbermouf - Da Flowin' Dutchman

Blabbermouf prawdziwy MC z krwi i kości. Oddający hołd i kult całej kulturze hiphop i wszystkim jej elementom. Rdzenny korzenny hip hop stawiający treść przy użyciu wielokrotnych rymów w szybkim tempie. Blabbermouf rozpierdala jest jednym z moich ulubionych MC. Pochodzący z Holandii reprezentuje skład Da Shogunz. Boombap pełną gębą. Rap bez zbędnego pierdolenia, który mimo tego co jest teraz w modzie potrafi przetrwać i być kultywowany. Świetne bity, plejada rymów, niesamowita technika i kapitalne flow tworzy pakiet rapu z pod szyldu Boombapu, który warto sprawdzić i docenić.
07. Apollo Brown x Planet Asia - Anchovies

Płyta kapitalna i połączenie takich postaci razem równie soczyste. Dobra muzyka powinna bronić się sama, ale mimo, że jest undergroundowa jak i pozycja powinna być lepiej promowana. Planet Asia niezależny raper, który ma za sobą duży dorobek artystyczny i wiele koncertów po Europie. Naprzeciw staje producent, który jest kwintesencją hiphopu i rozpierdolu jaki niesie swoimi produkcjami. Taki duet to idealny związek mc/producent, który tworzy silny monolit. W pełnej krasie mamy do czynienia z gospel rap, który pojawiał się na wcześniejszych produkcjach Apollo. Brudne, surowe brzmienie połączone z narracją przesiąkniętą nostalgią tworzy piorunujący efekt. Prawdziwy hip hop pełną gębą.
06. Brockhampton - Saturation I, II, III



Trzy płyty w jednym roku to prawdziwe Trible Double od Brockhampton. W dzisiejszych czasach tak tworzy się historię. Nazywają siebie boysbandem robią wielki szum właśnie. Własny program w Viceland i albumy o których wszyscy mówią to efekty. Zbuntowana młodzież z przesterami na bicie to fajny klimat i rap na poziomie. Prawdziwy underground dając wzorce innym młodym, że są sprawy ważne o których warto mówić i mocnej formie. Są odzwierciedleniem buntu i niezadowolenia społecznego. Nie mają problemów z mówieniem co czują. Bez żadnych oporów nazywają się raperami nowej fali. Z animuszem, bez kompleksów i szorstkim stylu tworzą muzykę dla pokoleń.
05. Big KRIT -4eva is a mighty long time

Powrót Big Krita z nowym materiałem, który jest podzielony na dwie części po to by zaprezentować dwa różne dania podczas jednej konsumpcji. Pierwsza część do zdominowanie bangerów z wyrazistym flow i podkreślaniem że jest królem południa. Druga natomiast to wcielenie Big Krita w poetę w soulowym klimacie. Big Krit próbuje być jednoosobowym Outkast. Prawdziwe rozdwojenie jaźni. Przybliża nam dwa swoje oblicza i chcę, żebyśmy, któreś z nich zaakceptowali. Ja akceptuje i lubię całego Big KRITA i poetyckiego, który w soulowym klimacie opowiada z finezją to co chce przekazać i tego w stylu bragga na dirty southowym bicie.
04. Curtis Harding - Face your fear

Curtis Harding to wychowanek retrosoulowej szkoły bazującej na brzmieniach lat 60-tych i 70-tych. FACE YOUR FEAR jest wyprodukowane bardzo subtelnie z dbałością o produkcyjne i aranżacyjne detale. Jest rytmicznie, tanecznie, a momentami funkowo i żywiołowo niczym u Jamesa Browna. Czerpie pełnymi garściami też z sekcji smyczkowej i dętej okraszając charyzmatycznymi soulowymi chórkami. Curtis próbuje, kombinuje i klimat, który przesyła przez membrany jest jak najbardziej dla mnie. Wsiąkam w to i doceniam bardzo, ponieważ mimo chybionych czasem prób Curtis ciągle szuka innowacyjnego i oryginalnego pomysłu na siebie i swoją muzykę.
03. Vince Staples - Big Fish Theory

Trzymając się z dala od fleszy i festiwalowych scen Vince Staples zbudował sobie jedną z lepszych marek w branży hip hopowej. Raper nie spoczął na laurach ani nie powiela tych samych patentów, tylko wchodzi na wyższy level i głębsze wody w Big Fish Theory. Staples w umiejętny i wyważony sposób balansuje kunszt, nie porywa się na liryczne tajfuny przez co efektywnie stawia na minimalizm. Jest swego rodzaju siłą albumu, że mnie znaczy więcej. Chociażby album trwa zaledwie 36 minut, ale mimo to treść jest bardzo obfita. Umiejętnie wycisnął esencję z tego co chce zawrzeć i zaprezentować. Big Fish Theory to potwierdzenie klasy i skillsów rapera. Chociaż komercyjnie nie udało się dosięgnąć Kendricka, to muzycznie na pewno tak.
02. Calvin Harris Funk Wav Bounces Vol. 1

Calvin Harris przed premierą zapewniał, że przygotował album z największymi artystami obecnego pokolenia. Miał rację zestaw gości, którzy świecą triumfy i hype na nich trwa w najlepsze. Chociaż nie jestem wielkim fanem większości gości na albumie to stwierdzam, że Calvin posługiwał się nimi jak samplami czy instrumentami stawiając w odpowiednie miejsce. Nie ma tu nadmiaru przesytu czy rzygania tą płytą, wręcz przeciwnie słucha jej się znakomicie. Jest to album w dawnym stylu, który przelatywał od początku do końca, a słuchacz włączał jeszcze raz i delektował się zwracając na inne szczegóły uwagę niż przy wcześniejszym słuchaniu. Jest to ciągła podróż i odkrywanie kolejnych zakamarków tego miejsca. Calvin na tym albumie porzucił electropop czy EDM, a skupił się na zaprezentowaniu funku w połączeniu z disco. To był strzał w dychę. Vibe jaki Harris stworzył na "FUNK WAY BOUNCES VOL..1" jest niesamowity i mega przyjemny. Włączając płytę od razu przenosisz się na słoneczną plaże z palmami i tylko do szczęścia potrzebne ci są przeciwsłoneczne okulary i pełen relaks.
01. JAY-Z - 4:44

Byłem fanem jego muzyki i nadal jestem. Jayz ma kapitalne ucho do produkcji to one wznosiły go na wyżyny. Bity na każdym krążku tworzyły rozpierdol bo zawsze współpracował z najlepszymi. W czasach, gdzie w modzie jest trap, swag i szczekanie do bitu, Jay robi to w kontrze do mody i w oldschoolowym stylu. Wylewa całą prawdę na bit przyznając się do zdrady i przepraszając Beyonce i dzieci. (chociaż z tyłu głowy masz czy Lemonade Beyonce i 4:44 Jaya nie są ustawką tylko po to by ciągle świecić triumfy.) Mówi, że to przez niego miało poronienie Beyonce spowodowane jego zdradą i stwierdza, że nie jest krystaliczny. Wylicza swoje porażki biznesowe i krytykuje kolegów z branży, którzy szastają forsą w klubach striptizowych, podkreślając, iż miarą bogactwa jest rodzina. Inna odsłona Jaya na tym albumie to nawoływanie czarnych braci, aby niczym Żydzi wspierali się finansowo i towarzysko. Spoileruje Tidala argumentując, że za niecałe $9,99 masz dostęp do muzyki o milionowej wartości. Muzycznie jest to rdzenny hiphop podkłady oparte na breakach, gospelowych, jazzowych i soulowych samplach. Jayz pokazuje, że w wieku 47 lat można nadal robić to dobrze i nagrać jedną z lepszych płyt w dyskografii.
Comments